26 września 2016

Sokolica i Palenica

Tym razem Sokolica (747 m n.p.m.), szczyt w północno-wschodniej części Pienin Środkowych, stał się celem mojej mikrowyprawy. Przy dobrej pogodzie trasa, która prowadzi ze Szczawnicy nie powinna nikomu przysporzyć większych problemów. Na początku wędrówki trzeba przepłynąć tratwą na drugi brzeg Dunajca, co może stanowić dodatkową atrakcję.



Po dostaniu się na drugi brzeg w głównej mierze szlak prowadzi przez las, który zdecydowanie jest przygotowany pod turystów. W niektórych miejscach, bliżej szczytu są nawet zamieszczone specjalne barierki, które ułatwiają przejście.


Ciekawym aspektem, który zauważyłam podczas swoich wypraw z aparatem jest to, że osoby, które mi towarzyszą często zwracają mi uwagę w którym momencie powinnam zrobić zdjęcie. Pomimo braku aparatu lub braku chęci wykonywania zdjęć telefonem chcą zachować pewne kadry na zdjęciach. Niekiedy dostrzegają tematy obok których ja przeszłabym obojętnie.



Widoki po przybyciu na miejsce robią wrażenie.



Również przy tej mikrowyprawie w mojej relacji nie mogło zabraknąć zdjęć osób wykonujących fotografie. Nie udało mi się jednak zrobić więcej tego typu ujęć ze względu na ograniczone miejsce do wykonywania fotografii.



W sezonie ten szczyt jest chętnie odwiedzany przez turystów. Prawie każdy podróżujący do tego miejsca chce przywieść ze swojej wyprawy zdjęcie charakterystycznej reliktowej sosny. Chcąc je zrobić trzeba wykazać się cierpliwością.W przywiedzionych przeze mnie fotografiach także nie mogło jej zabraknąć. Fenomenem tego typu zdjęć jest to, że chociaż ten obiekt fotografowany był na wiele różnych sposobów, każda fotografia jest inna.





Wraz ze znajomymi trasę na Sokolice udało się nam pokonać dosyć szybko (1,5 h). Po zejściu  postanowiliśmy zdobyć jeszcze Palenicę (722 m n.p.m.), szczyt w Pieninach Małych.



Droga bardzo podobna do tej na Sokolice, jedynie turystów znacznie mniej;)




Na szczycie pozwoliliśmy sobie na dłuższy odpoczynek, by nabrać energii na drogę powrotną.



Mikrowyprawa zakończyła się w Szczawnicy w tym samym punkcie, którym się rozpoczęła. Jak dla mnie była kolejnym miłym oderwaniem od szarej rzeczywistości i mam nadzieję, że na następną wybiorę się już wkrótce.

05 września 2016

Morskie Oko i Czarny Staw

Na kolejną mikrowyprawę wyruszyłam na Morskie Oko, wraz z bratem i dwójką znajomych. Morskie Oko to największe i najpiękniejsze jezioro w Tatrach, na wysokości 1395 m n.p.m. Odwiedzane jeszcze częściej przez turystów niż Trzy Korony (z których relacja została zamieszczona w poprzednim poście).  

Jak napisał Walery Eliasz, polski malarz i fotograf, w 1873 r. : 
"Powiadają, że być w Tatrach i Morskie Oka nie zwiedzić, znaczy tyle, co będąc w Rzymie nie zobaczyć Papieża. Zyskało ono bowiem tak rozgłośną sławę, że wielu turystów udaje się do Tatr jedynie dla zobaczenia Morskiego Oka."
 Są to słowa wciąż aktualne, dlatego chcąc znaleźć miejsce, by zaparkować samochód i wyruszyć w trasę, trzeba wyjechać odpowiednio wcześnie, bowiem nawet brak pogody nie zniechęca turystów.



Trasa na którą zdecydowałam się, ze swoimi towarzyszami podróży, była wyjątkowo prosta, przez co nawet padający deszcz nie był nam straszny. Wyruszyliśmy z parkingu na polanie Palenica Białczańska (990 m n.p.m.). Taka pogoda, jeśli nie ma się wodoodpornego sprzętu, jednak nie sprzyja robieniu zdjęć, dlatego z samej drogi na Morskie Oko praktycznie ich nie przywiozłam.






Po dotarciu dotarciu do celu, gdy pogoda uległa trochę poprawie, postanowiliśmy jeszcze zobaczyć Czarny Straw- polodowcowe jezioro tatrzańskie, położone na wysokości 1722 m n.p.m., w południowej części Doliny Pięciu Stawów Polskich. 




Była to bez wątpienia dobra decyzja, chociaż trasa była bardziej wymagająca, ze stromym podejściem. Już sam widok natomiast był zachwycający.






Turystów w tym miejscu było znacznie mniej, bynajmniej wcale nam to nie przeszkadzało. Nic nie trwa niestety wiecznie i po  pewnym czasie musieliśmy wracać.



 W drodze powrotnej po zejściu z Czarnego Stawu przy Schronisku PTTK, wszędzie było pełno osób robiących sobie fotografie.
.





Jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała podczas tej podróży, było narzucone tempo. Wracając z Morskiego Oka nie zrobiłam, ani jednego zdjęcia. Nie udało mi się zrobić też żadnego makro. Tak też bywa czasem, że musimy dostosować się do ludzi z którymi podróżujemy. Nie raz przebieg wycieczki zależy od ich humoru, nastawienia czy tego jak szybko chcą daną trasę przejść. Jeśli nam to nie odpowiada, rozwiązanie jest z pozoru proste - na następną wyprawę nie należy ich zabierać. ;) 






30 sierpnia 2016

Trzy Korony

Do wypraw, które sprawiają mi największą radość i pozwalają odpocząć od otaczającego mnie świata zdecydowanie od pewnego czasu mogę zaliczyć górskie wycieczki. Dlatego to z nich w głównej mierze będę zamieszczać fotorelacje.

Jednym z najatrakcyjniejszych miejsc turystycznych w Pieninach (które ostatnio stało się celem takiej mojej mikrowyprawy) są Trzy Korony (982 m n.p.m.).  Trasa, którą wybraliśmy ze znajomymi ze Sromowiec Niżnych przez Wąwóz Szopczański na Przełęcz Szopka, a następnie przez Siodło (955 m n.p.m.) jest naprawdę przyjemna i niezbyt wymagająca. Już sam widok koło schroniska PTTK robi wrażenie.


Po drodze przy niektórych miejscach warto było się na dłużej zatrzymać. 


Żółty szlak cały czas prowadził nas na Przełęcz Szopka znajdującą się na wysokości 779 m n.p.m.


Moją uwagę przykuwali turyści wyposażeni w fotograficzny sprzęt. Fascynujące było dla mnie to, jak każdy z nich inaczej doświadcza podróżowanie z apratem. Jedna z osób wykonywała dwie, bądź trzy fotografie, inna robiła bezustannie, zdjęcie za zdjęciem, a jeszcze inna w ogóle w danym miejscu nie wyciągała aparatu.







Oprócz obserwacji zmierzających w tym samym kierunku ludzi, zazwyczaj przy tego typu wyprawach skupiam się na pięknie otaczającej mnie przyrody.




Przed wejściem na sam szczyt trzeba jednak w sezonie wykazać się cierpliwością. To miejsce jest naprawdę chętnie odwiedzane przez turystów, przez co w kolejce, by zobaczyć widok z Trzech Koron staliśmy ze znajomymi ponad pół godziny. Było jednak warto czekać ;)






Wracaliśmy tą samą trasą. Jednak nawet podczas takich powrotów zawsze uda się uchwycić coś z innej perspektywy.





Ta odbyta wyprawa skłoniła mnie do refleksji. Przed wycieczką zastanawiałam się nad tym czy bardziej powinnam skupić się na robieniu zdjęć czy na przeżywaniu podróży. Wracając odniosłam wrażenie, że udało mi się pogodzić ze sobą te dwie rzeczy. Gdy nie goni nas czas i nie zależy nam na tym, by przejść trasę jak najszybciej możemy spokojnie przeżywać podróż i zatrzymywać się, by wykonywać fotografie. Dzięki temu te dwie rzeczy wcale ze sobą nie kolidują.